Podsumowanie sezonu 2018

18-19 05 2018 r. No i doczekaliśmy się! Przy pięknej majowej pogodzie Prezes Andrzej Walczak dał hasło; szykować EMPATIĘ do wyjścia na morze. Dwa dni harówy zapewniły jachtowi niezbędny po zimowej przerwie stan i chociaż momentami wydawało się, że nie podołają – na dzień planowanego pierwszego rejsu wszystko było jak należy. Zawdzięczamy to zgodnej pracy kapitana Andrzeja Kwiatkowskiego, Staszka Fiłonowicza, cudem tam obecnego Leszka Butowskiego i Leszka Rajsa. Nad logistyką tej ekipy czuwał Prezes Andrzej Walczak. EMPATIA była gotowa do opuszczenia gościnnej Jastarni.

20.05.2018 r. Ten jednodniowy rejs był szczególnie piękny. EMPATIA dotarła do Gdyni gdzie wzięła udział w uroczystości wyjścia na wokółziemski rejs Daru Młodzieży. Było baśniowo. Pogoda nadal słoneczna, Zatoka Gdańska pełna niezliczonych jachtów i kilku statków pożarniczych hojnie wytryskujących dające tęczę łuki wody stworzyły niezwykłe widowisko. Rzadko można tak zachwycać się rejsem. Do zobaczenia Darze Młodzieży – gdy wrócisz na pewno będziemy Cię witać.

08.06-10.06 2018 r. Gdynia –Hel-Władysławowo. Standardowe pływanie przybrzeżne. Dobre na początek sezonu.

10.06-15.06 2018 r. Celem rejsu były piękne polskie porty: Władysławowo, Łeba, Hel, Gdańsk i Gdynia. Każdy kto je widział, wie jak tam pięknie. Mimo gnębiących załogę przypadłości zdrowotnych wszyscy uczestnicy rejsu cieszą się z przeżytej przygody.

17.06-26.06 2018 r. Planowana trasa rejsu – na porty szwedzkiego wybrzeża – nie była w zasięgu tej wyprawy. Długotrwały sztorm był przyczyną ciężkiego stanu choroby morskiej załogi a dodatkowo fala, która wtargnęła na stanowisko nawigacyjne spowodowała – jak się okazało czasową – awarię sprzętu nawigacyjnego. Bezpieczeństwo załogi najważniejsze. Kapitan Kwiatkowski podjął decyzję o powrocie na polskie wody. Po zwrocie, dotychczasowy sztormowy bajdewind zastąpił sztormowym baksztagiem a załoga od razu odczuła ulgę. JSM Tadeusz Sosna zastąpił sterującego EMPATIĄ od kilkunastu godzin kapitana i przez 8 godzin sterując nieprzerwanie (odrzucał wszelkie propozycje zmiany) doprowadził jacht do Władysławowa.

Moje prognozy (Danuta Przewoźna), że w czerwcu Bałtyk niestraszny i że sztormy na Bałtyku trwają krótko – trafiły jak kulą w płot. Idąc za ciosem podałam im jeszcze jedną – również nieprawdziwą informację:” Przeszliście największy sztorm jaki zdarza się na naszym morzu. Bardziej wiać już nie będzie”. Akurat!!!! Płynęliśmy przy miłej pogodzie na Hel gdy przy skręcie za cypel zawiaaaało. I to jak. Gwałtownie i z ogromną siłą. Radio rozdzwoniło się alarmami jednostek wzywających pomocy SAR. EMPATIA pomocy nie wzywała. Po błyskawicznym zrzuceniu wszystkich żagli doszliśmy do środkowej części basenu portowego Helu gdzie doczekaliśmy końca sztormu. Ale potem nas cieszył pobyt w tawernie Morgana!

Załoga, którą ominęły porty Szwecji nie była bardzo stratna. Wystarczyło czasu na niespieszne zwiedzanie portów polskich a szczególnie Gdańska. Nasza bandera zaczepiła się na topie bezanmasztu i był problem jak doprowadzić do jej drożności na flaglince. Szczęściem najmłodszy uczestnik rejsu ALAN Cichy wjechał na top, rozwinął zaczepioną uprzednio banderę i obejrzał Motławę i okoliczne budynki z wysoka. Wyczyn tym bardziej wart zanotowania, że dotychczas jedynym, który kilkakrotnie – dla różnych przyczyn dokonał tej sztuki – był kapitan. No to teraz jest ich dwóch. Brawo ALAN!!! Rejs zakończył się w Sopocie.

27.06-05.07 2018 r. Najpierw normalnie: trasa Sopot-Hel-Władysławowo jak w marzeniach o żegludze. Ale później…. Po kilku godzinach od wyjścia na morze z Władysławowa w kierunku Bornholmu niespotykana, rozlana na połowę nieba karminowoczerwona łuna prognozowała silny wiatr. Nie chcąc stresować miłej ale częściowo niedoświadczonej żeglarsko części załogi kapitan wspólnie z liderem rejsu Leszkiem Butowskim pojęli decyzję o powrocie do portu we Władysławowie. Jak się okazało słusznie. Przez 4 kolejne dni Władysławowo zapewniło EMPATII jak i wszystkim innym jednostkom port schronienia. Sztorm nie pozwalał na wyjście na morze i załoga przeszła na „tryb zwiedzanie”. Co było najpiękniejsze to rowerowa wyprawa do latarni na Rozewiu. Teraz już zawsze – jeżeli znajdziemy czas – będziemy namawiać załogi do takiej krótkiej (8 km) wycieczki wzdłuż tej części wybrzeża. 3 lipca ani śladu sztormu i głównie przy wietrze 3B z Władysławowa przez Hel do Gdańska.

05.07-08.07 2018 r. Udział w pełnej rozmachu (130 jachtów) imprezie Balic Sail w Gdańsku.

Byliśmy zachwyceni imprezą tym bardziej, że organizatorzy zaprosili całą załogę EMPATII na kapitańskie party, Żadna inna załoga nie dostąpiła takiego zaszczytu. Trzy Halinki naszej załogi radziły sobie dobrze z trudami żeglowania na ogromnie zatłoczonym akwenie Motławy. Paradowaliśmy jako druga jednostka za 55-cio metrowym holenderskim brygiem „MERCEDES”. Nasz kapitan z wielką wprawą dokonał pełnego zwrotu na niewielkim akwenie pod gdańskim żurawiem mając niewiele Motławy pomiędzy ogromnym brygiem przed nami a napierającym za rufą kolejnym jachtem. Po imprezie jacht wrócił do Jastarni.

09.07.2018 r. Tego dnia ważną sprawą był nie rejs ale bardzo potrzebne jachtowi ozonowanie.

Wieloletni przyjaciel EMPATII Tomasz Makaruk pozbawił nasz jacht zupełnie niepotrzebnych pleśni i grzybów. Jego praca i sprzęt nic nie kosztowały – to był dar Tomka dla załóg EMPATII. Dziękujemy ślicznie.

10.07-12.07 2018 r. Coroczna to tradycja: rejs Marka Sówko i przyjaciół. Po polskich portach niezawodna grupa żeglarzy wędrowała przy słabiutkim w tym roku wietrze. Maskotką rejsu była młodziutka żeglarka Zosia, która na kolejnej już wyprawie wykazała się sportowym zacięciem.

13.07- 17.07 2018 r. Śliczne dziewczyny z Holandii były pierwszy raz na jachcie pełnomorskim,

No więc uczyły się i uczyły. A Bałtyk był dla nich łaskawy. Teraz już dużo potrafią a także będą mogły porównywać nasze piękne poty; Hel, Władysławowo, Łebę i Ustkę z tymi, które jeszcze zobaczą. A my z radością zobaczymy je ponownie na pokładzie EMPATII.

18.07 – 22.07 2018 r. Jednodniowe pływania z portu w Ustce. Zawsze wierny EMPATII żeglarz Piotr Goniewicz wprowadza w arkana żeglarstwa swoją dziewczynę Kasię, Wszyscy przepadamy za muzyką Piotra i Katarzyny więc liczymy na to, że będzie ona stałym uczestnikiem naszych rejsów.

22.07 – 29.07 2018 r. Załoga tego rejsu miała niesamowite przygody. Wszystko najlepiej sami opisali. Poczytajcie;

„Nie będzie to mrożąca krew w żyłach opowieść starego wilka morskiego, który przy dziesiątce potrafił przejść z rufy na dziób z kubkiem herbaty w ręku i nie uronić ani kropli – aczkolwiek kapitan Andrzej Kwiatkowski z którym w lipcu ruszyliśmy na rejs po Bałtyku zapewne nie takich cudów dokonywał. Będzie to relacja osoby, która pływa rekreacyjnie, amatorsko, od roku zaledwie z podstawowymi uprawnieniami żeglarza jachtowego – i którą bezpieczeństwo jachtu, doświadczenie kapitana i wielki zapał p. Danusi skłoniły do pierwszej wyprawy na morze.

Wyruszyliśmy z Ustki i już na samym początku mogliśmy przekonać się, że morska żegluga to już coś innego niż wożenie się małym, zwrotnym jachtem po spokojnych mazurach. W porcie przywitała nas Empatia: imponująca, 14-metrowa jednostka o smukłym kadłubie i drewnianym pokładzie, po której nikt nie spodziewał się, że skrywa szkielet z wytrzymałej stali. Dodatkowo jacht wyposażono w dodatkowe zabezpieczenia – w pełni antypoślizgowy pokład, solidne metalowe relingi, dodatkowe wanty – które upewniły nas, że przetrwamy ten rejs choćby nie wiem co.

Po co jednak podziwiać konia w zagrodzie, kiedy można go wziąć w galop? I tak w trzy godziny po przybyciu wyszliśmy z portu i obraliśmy kurs… przed siebie, co by wpisem w dziennik pokładowy nie narazić się żywiołom.

Na początku mieliśmy szczęście. Świetna, ciepła i słoneczna pogoda z niewielką ilością wiatru pozwoliła nam podziwiać Empatię idącą na grocie, genui i bezanie ostro w kierunku Danii. Był to widok tyleż piękny, co krótki, Bałtyk bowiem postanowił oszczędzić nam nieprzyjemności choroby morskiej i aż do północnej wachty siłowaliśmy się z jedynką w porywach do dwójki.

Kolejny dzień był natomiast pierwszym, który spędziliśmy cały na morzu, nie widząc nic prócz granatu wody spienionej gdzieniegdzie falą, która w oddali spotykała się z łagodnym błękitem nieba. Żadnego lądu, inne statki tylko na ekranie systemu GPS, idące zbyt daleko i zbyt szybko byśmy mogli je dojrzeć. Tego dnia wieczorem wreszcie przywiało, a jacht pokazał że potrafi iść nawet 5 węzłów na godzinę. „Świeża” załoga przechyły zniosła nadspodziewanie dobrze – jeden zrezygnował z kolacji, dwoje poszło wcześniej spać, i tylko trzeci oficer z gracją korzystał z pokładowego wiaderka, otrzymując tytuł Prezesa rejsu.

Kiedy zatem w środku nocy kolejnego dnia ujrzeliśmy na horyzoncie charakterystyczny wzór świetlny latarni na Christiansoe, odetchnęliśmy z ulgą i zatęskniliśmy do twardego lądu pod nogami. Niestety, nie dane nam było cieszyć się nim jeszcze przez cały długi dzień – port w Christiansoe był zapchany po brzegi i nie pozostało nam nic innego jak wejść tam o 3 w nocy, pomachać i ruszyć dalej w poszukiwaniu miejsca. Na Bornholmie, w malowniczym Gudhjem, wcale lepiej nie było. Tego dnia odwiedziliśmy jeszcze Christiansoe (ponownie), Gudhjem po raz kolejny i Allinge skąd wyproszono nas zupełnie nie po żeglarsku, zanim o godzinie 21 udało nam się stanąć w avanporcie rybackiego portu w Tejn. Nieważne, że nie mieliśmy prądu, nieważne że do łazienki trzeba było iść 10 minut – mieliśmy wreszcie przystań i obietnicę tej jednej spokojnej nocy, której wszyscy potrzebowali.

Wyspani i umyci, ruszyliśmy zwiedzać Bornholm – pieszo oczywiście, dla samego uczucia gruntu pod stopami. Odwiedziliśmy zamek, którego nazwy nie umiem wymówić a co dopiero zapisać. Opisywać go tu nie ma sensu – słowa nie oddadzą piękna tego miejsca: zieleni trawy na wzgórzu, krętych ścieżek wokół zamku, pozostałości kamiennych murów i bram, widoku na lazurowe morze i fale rozbijające się poniżej o wejście do jaskini wydrążonej w skale. To trzeba po prostu zobaczyć – dlatego odsyłam do galerii zdjęć z tego pamiętnego rejsu.

Następnie zwiedziliśmy jeszcze Gudhjem od strony lądu, a po powrocie na Empatię szybko udaliśmy się do koi – chcieliśmy wyjść nocą lub wczesnym rankiem by kolejny raz spróbować znaleźć miejsce na wyspie Christiansoe. Udało się dotrzeć tam przed godziną 11 – i choć już wtedy było tłoczno, stanęliśmy jako pierwsza łódź „tramwaju”, który do wieczora miał liczyć 3 lub 4 jednostki. To był ciężki dzień – nie pod kątem żeglarskim jednak. Żar, jaki sączył się z nieba i wkradał w każdy wolny kąt, okazał się gorszy niż sztorm na morzu. Dopiero wczesnym wieczorem, gdy nieco cienia i chłodu zagościło w wąskich, malowniczych uliczkach miasteczka, można było ruszyć na zwiedzanie. Christiansoe to wyspa, na której czas się zatrzymał – stary budynek szkolny jak z pozytywistycznych książek, ogrody, kościół. Aż chciałoby się zostać tu na zawsze i zapomnieć o codziennym pędzie, natłoku obowiązków.

My jednak przybyliśmy tu żeglować, a nie szukać ostatniej przystani. Dlatego też już następnego dnia przed południem ruszyliśmy do ostatniego portu na trasie – do Nexo. Nie była to ciężka podróż – szliśmy sprawnie i na dobrym wietrze, kolejne wachty schodziły pod pokład i stawały u steru do wtóru wybijanych szklanek. Czy to jednak była tylko zasługa łagodności Bałtyku – czy może oznaka kształtowania się zgranej i sprawnej, choć niedoświadczonej załogi?

Droga powrotna natomiast pokazała nam całkiem inne oblicze morskiej żeglugi. Szliśmy szybko, na pełnych wiatrach, mając przed sobą co najmniej dobę drogi. W tym czasie mogło zdarzyć się wszystko – i wiele się zdarzyło. Druga wachta miała szczęście i świetne warunki do ćwiczenia kontroli nad jachtem: trzymania kursu, chodzenia „po równym”, pracy żaglami. Tymczasem pani drugiej oficer udało się wycisnąć z Empatii prędkość 7 węzłów, czym ustanowiła nasz osobisty rekord. Niestety, z czasem wiatr zaczął słabnąć i następna wachta szykowała się już na długą i nudną noc – ale to przecież Bałtyk, tu nie ma nudy.

Chwilę przed północą, Empatia szła powoli naprzód w świetle księżyca i własnego oświetlenia, prąc przez ciężkie, wilgotne powietrze na resztkach wiatru. Było spokojnie – zbyt spokojnie. W chwili, gdy zmarł ostatni podmuch wiatru, jacht niemal stanął w miejscu. Morze było płaskie i nieruchome jak tafla czarnego lustra, napięcie wisiało w powietrzu. Część załogi kończąca wachtę wstrzymała oddechy. I nim zdążyli je wypuścić, rozpętało się małe, nocne piekło. Za rufą Empatii błysnęło, złowroga łuna błyskawicy oświetliła czarne, kłębiące się burzowe chmury, po chwili nad jachtem przetoczył się grzmot, lecz utonął on w wyciu wiatru uderzającego nagle w żagle. Reakcja kapitana i załogi była błyskawiczna

– Grot precz, genua precz, foka staw!

Przez kolejne cztery godziny pierwszy oficer w deszczu i fali siłował się z wiatrem około szóstki, który robił wszystko by obrócić Empatię to w jedną, to w drugą stronę. Szliśmy w cieniu burzy, mając ją ciągle na karku, nie zastanawiając się nawet jak musi targać morzem za naszymi plecami. Na szczęście burza przeszła za rufą jachtu i nad ranem mogliśmy już dostrzec latarnię Świnoujścia i odległe światła polskiego wybrzeża. Szczęśliwa wachta, która spokojnie przespała nocne zapasy z Bałtykiem, miała burzę daleko za sobą, pozostały z niej jedynie skłębione, ciemne chmury podbarwione czerwienią wschodzącego słońca. Do Świnoujścia doszliśmy bez żadnego problemu. I już w pociągu stwierdziliśmy, że brak nam tego nieustannego, delikatnego bujania podłogi pod stopami, wiatru na twarzy i białych żagli nad głową – i że na pewno wrócimy na Empatię, gdy tylko Kapitan pozwoli.”

napisał Arkadiusz Michalak

 

31.07 – 08.08 2018r. Piękna pogoda i sprzyjający wiatr pozwoliły na tym rejsie zrealizować niemal wszystkie plany załogi. Najpierw – dosyć krótkim etapem dotarliśmy ze Świnoujścia do niemieckiego portu Sassnitz. Miło przyjęci przez kapitana portu zostaliśmy tam jedną dobę zwiedzając – bo warto. Do Kopenhagi dotarliśmy następnego dnia. Zadowolona, że bez problemu znaleźliśmy miejsce na postój jachtu wsiadłam na rower i przywiozłam dla załogi świeże bułeczki na śniadanie. Potem zaczęło się nieustające zwiedzanie Kopenhagi. Pałace i ogrody królewskie, pomnik kopenhaskiej syrenki, którą pokochaliśmy od razu, ulice i skwery śródmieścia, położone w pobliżu śródmieścia mariny, niesamowicie piękne rzeźby – to wszystko mogło oczarować. No więc jesteśmy oczarowani. Podobnie jak polska załoga „ Kapitana Burcharda” zacumowanego w pobliżu EMPATII. Marzyło mi się jeszcze przejście pod Sundem do Malmo ale wiatr zmienił te plany. Też nieźle. Chociaż zawsze mile odwiedzane przez nas Christiansoe okazało się niedostępne znaleźliśmy przystań w bornholmskim porcie Tejn. Żeglujące na EMPATII rowery bardzo się przydały. M.in. na dosyć odległą wycieczkę do kamieniołomów i starych ale świetnie eksponowanych ruin zamku. Załoga chyba przyzwyczaiła się do świeżych bułeczek więc rano przywiozłam im pachnące jak należy żeby nie było buntu na pokładzie.

Przy sprzyjającym wietrze lider rejsu Sławomir Klimowicz bez problemu poradził sobie z wyjściem na morze i rankiem następnego dnia znaleźliśmy się ponownie w Świnoujściu.

Kto myśli, że koloryzuję niech sam płynie i się przekona.

09.08- 18.08 2018 r. Doprowadzenie EMPATII ze Świnoujścia do Gdyni stanowiło cudowny rejs. Najpierw na pokładzie kapitan mógł polegać na Staszku Fiłonowiczu, Tomku Makaruku i piszącej te słowa (Danuta Przewoźna} Wiatr skierował nas ponownie na NE i zacumowaliśmy w bornholmskich portach; najpierw w Nexo później w zjawiskowo pięknym Gudhjen. Stamtąd przy sztormowej pogodzie dotarliśmy do Darłowa gdzie uzupełniliśmy załogę o dwoje doskonałych żeglarzy. Pierwszy zjawił się na pokładzie Artur Bekasiewicz a wkrótce potem śliczna jak obrazek Agata Skoczylas, Prawdziwie żeglarska pogoda pozwoliła przeprowadzić jacht poprzez Łebę (zwiedzanie ruchomych wydm) i Hel do Gdyni.

19. 20. 21 08 2018 r. Żeglarze z SM kochają rejsy po Zatoce Gdańskiej. Przez 3 dni kolejne załogiżeglowały pokazując, że z każdym rokiem radzą sobie coraz lepiej. Nie da się ich nie kochać ale nam najbardziej do serca przypadła Angelika Boniuszko. Angelika z talentem upiększa świat i ludzi wokół siebie. Nikt nie ma takich wzorów na paznokciach, pięknej oprawy rejsowych zdjęć i tyle serca dla wszystkich na pokładzie. To tacy jak ona ludzie sprawiają, że wokół nas jest coraz piękniej. Docenił to również witający pierwszy raz na EMPATII świetny wolontariusz Wojciech Sobczyk. Dobrze byłoby płynąć z Wojtkiem w długi rejs – już jako z członkiem załogi.

22. 08 2018 r. Henryk Krzywda wprowadził na pokład EMPATII świetną załogę w mundurach amerykańskiej armii. Doświadczeni żeglarze mogli się cieszyć żeglowaniem po Bałtyku i Zatoce Gdańskiej. Korzystając z pięknej pogody załoga prowadziła jacht wśród pełnych humoru opowieści – salwom śmiechu i radości nie było końca. Rejs był wspaniałym wypoczynkiem.

10.10 – 14.10 2018 r. Zlot „Pruchno i Rdza” to ulubiony stały punkt historii EMPATII. Jak zwykle załoga i odwiedzający jacht przyjaciele świetnie się bawili. Co było inaczej niż na poprzednich zlotach ?

1. Mocno utrudnione żeglowanie z powodu działań Marynarki Wojennej, która detonowała Znalezione w Zatoce Gdańskiej w pobliżu Gdyni niewybuchy – zamykając dla żeglugi kolejne akweny

2. Dużym sukcesem załogi EMPATII było zajęcie II miejsca w konkurencjach sprawnościowych wśród 33 biorących udział w zlocie załóg.

3. Za sprawą Joanny Winnickiej na EMPATIĘ trafił oryginalny, przepiękny i przepyszny tort.

Po zakończeniu zlotu załoga przeprowadziła jacht do Jastarni gdzie w dniu następnym EMPATIĘ roztaklowano i wyslipowano. Była to społeczna praca Staszka Fiłonowicza, Jacka Wiśniewskiego i Piotra Goniewicza. Jak co roku nie oszczędzali się Prezes Andrzej Walczak i kapitan Andrzej Kwiatkowski.

To na tyle. Jak będzie w 2019 r. czas pokaże. EMPATIĘ czekają dotychczas widziane i nowe porty, starzy i nowi żeglarze i nowe wyzwania.

Gwoli wyjaśnienia – bo nie wynika to z w/w treści – wyjaśniam, że załogę każdego rejsu w całości bądź w części stanowili żeglarze niepełnosprawni. Kto mnie zapyta – wyjaśnię jakie mieli problemy zdrowotne. Zadania nautyczne wykonywali jak należy. Dzięki temu EMPATIA zawitała do większości portów, w których była uprzednio – polskich, szwedzkich, duńskich. W tych państwach po raz pierwszy gościły nas porty w Szwecji (Karlskrone) , Danii (Gudhjen i Tejn) i Polski (Świnoujście). Pierwszy raz cumowaliśmy w niemieckim porcie Sassnitz i duńskiej Kopenhadze.

Kapitan uważa za wielki komplement z od Prezesa Andrzeja Walczaka, który tak podsumował osiągnięcia załóg EMPATII:

Nie spodziewałem się takiego odważnego i sprawnego pływania niepełnosprawnych żeglarzy. Oddając jacht w Wasze ręce sądziłem, że Fundacja osiągnie swój cel zmierzając EMPATIĄ do portów Zatoki Gdańskiej a tymczasem nie znająca granic na Bałtyku żegluga pokazała, że podołaliście trudom również długich rejsów. I to jest imponujące. Cieszy mnie również fakt, że EMPATIA przyciągnęła stale współpracującą grupę żeglarek i żeglarzy z całej Polski. Dobra wiadomość jest ta, że pływanie na EMPATII w większości przypadków poprawiło kondycję a nawet zdrowie załogantów.

Dziękujemy za te słowa uznania Prezesa Andrzeja Walczaka i jesteśmy przekonani, że nadal będziemy czerpać radość z rejsów wyznaczając EMPATII nowe cele.

Październik 2018 r, opracowała Danuta Przewoźna