Kapitan Krzysztof Kwapiszewski nigdy w grudniu nie uczestniczył w żeglarskim rejsie po Bałtyku. Trafiła się okazja bo dla EMPATII POLSKIEJ zabrakło miejsca na nabrzeżu w Gdyni i należało przeprowadzić jacht na zimowanie do Jastarni. Zatem kapitan Andrzej Kwiatkowski z radością przyjął Kwapiszewskiego i jego załogę na ostatni w br. weekendowy rejs. Jak na ostatni rejs przystało pojawiły się dodatkowe przygody.
Wiało 9 B. Po wejściu do portu w Helu okazało się, że nie ma możliwości bezpiecznego przycumowania. Fale przechodziły przez keję i groziły uszkodzeniem jachtu. Kapitan Kwiatkowski uznał, że należy opuścić port i popłynąć do Jastarni. Z mozołem pokonano dopychający wiatr i EMPATIA z trudem wyszła z portu na zatokę Gdańską.
Przyjemna w silnym wietrze żegluga dobiegała końca. Było już całkiem ciemno. Zrzucono żagle, sternik ustawił jacht zgodnie z nabieżnikami na wprost do wejścia do portu. Tuż przed boją podejściową spotkał ich koszmar żeglarza. Dryfująca w sztormie ogromna powierzchniowa sieć rybacka znalazła się na środku toru wodnego i szczelnie otuliła EMPATIĘ razem z płetwą sterową i śrubą silnika. Było groźnie. Jacht utracił sterowność a silny wiatr spychał go na mieliznę. Wysiłki załogi nie mogły być skuteczne. Na szczęście, obserwujący na radarze bosman z Jastarni zorientował się, że żaglowiec ma problem. Pomoc bez zwłoki dotarła do spętanej w sieci EMPATII i bezpiecznie na holu jacht dotarł do portu.
Dziękujemy Ci, dzielny bosmanie. EMPATIA stoi obecnie na nabrzeżu w Jastarni i czeka podobnie jak my na kolejne rejsy.
Tego wietrznego dnia z nocy z 5 na 6 grudnia roku 2015 księżyca na niebie nie było. Był w nowiu, przynajmniej tak pisało na jego wizytówce. Fakt faktem, nawet jeżeli nie był to jeszcze nów wedle roczników astronomicznych, to księżyc załatwiwszy pobieżnie swoje obowiązki nad zatoką pucką, zdjął czapkę a sztormiak i oddalił się w ciekawsze, jak zdawało mu się okolice.
Jakże mu się zdawało… bo tego dnia nad zatoką pucką na pozycji 54 st 40.. N 18 st 41… E rozegrały się rzeczy wręcz magiczne….
……. a wszystko zaczęło się od małego zakładu
Dnia tego bowiem 05 grudnia 2015 r o godzinie 01:28 zapewne pewien rybak z pewnego portu rybackiego, obejrzawszy retransmisję pewnego programu magicznego z pewnym znanym magikiem, wypiwszy wódkę, podjął zakład, że z jego sieci nie wyplącze się nic.
No i prawie wygrał sieci zdryfowały na tor wodny, a Empatia to nie Moby Dick by tak walczyć
Tej ciemnej, szalonej a rozkołysanej nocy łódka wplatana w sieci dryfowała na mieliznę i już miałem zaproponować Kapitanowi magiczną komendę abra kadabra, gdy ten spojrzawszy na boję mieliźnianą rzekł. k.. jest źle i wtedy na pokładzie rozpętało się piekło . Kpt Kwapiszewski (I oficer) podjął decyzję o docięciu sobie palca i wrzuceniu go do wody by wabić ryby wplątane w sieć by te odciągnęły ją od łódki, II oficer Tomek początkowo wabiwszy te ryby światłem na rufie i wyciskając krew z ręki kapitana do wody, udał się bez światła na dziób be zerwać kotwicę wskazując tym rybom, że to zły kierunek dla ciągniętej siecią ławicy, ja zaś wzniosłem swe modlitwy do Radia i nagle na kanale 8 usłyszałem głos rozsądnego człowieka by po prostu podać mu cumę.
Na początku dryfu mieliśmy ze 30 m, złapał nas na mieliźnie około 3 m po kilem
Bardzo ciekawy opis sytuacji:). Niby byłem widziałem i uczestniczyłem ale nie wiedziałem, że o odcięciu palca wcześniej decydowano. Nie wiedziałem też o mojej współpracy z rybami bałtyckimi ani też o tym iż miałem funkcje drugiego oficera:). Żyłem w błogiej nieświadomości. A gdyby rozsądny człowiek Jastarnik dopłynął chwilę później nie byłoby okazji celebrowania szczęśliwego ocalenia. A tak pozostały tylko dobre wspomnienia ….
cieszę się, że Empatia szczęśliwie zakończyła sezon. Wszak wiadomo, że jachty w portach rdzewieja, więc po remoncie a raczej poprawkach czas na wodę. Cieszę się że udało mnie się rozpocząć ten sezon i chwilę przed wodowaniem przygotować jacht, a Andrzejowi zakończyć pływanie w tym sezonie. Oby ile wyjść tyle powrotów.