Moja Empatia

Łukasz Zaleszczuk
Z Empatią zetknął mnie przypadek. Już wcześniej podczas postoju w Kłajpedzie poznałem grupę niewidomych żeglarzy z fundacji „Ślepa Kura”. Grali koncert na pokładzie jachtu. Niesamowici, pełni pasji ludzie, a jak ich gitarzysta Greting zagrał moją ulubioną szantę, której nie mogłem się doprosić od żadnego szantymena na świecie, od razu ich pokochałem. Przy okazji obejrzałem też jacht na którym pływali, nazwy przez grzeczność nie wymienię, ale fakt, że byli niewidomi, nie oznacza od razu, że może im kapać deszcz na koje przez nieszczelne luki. Sam byłem wtedy na Gedanii, w porównaniu z ich, niemal luksusowym jachcie i zrobiło mi się smutno. Było to moje pierwsze spotkanie z żeglarzami niepełnosprawnymi.
Rok później dowiedziałem się o wodowaniu Empatii Polska, jachtu przeznaczonego właśnie dla takich żeglarzy. Zaciekawiło mnie to i postanowiłem zobaczyć. Nie miałem zaproszenia, ale w kieszeni znaczek „Ślepej Kury” i ufny w swoją szczęśliwą gwiazdę udałem się na przyjęcie. Los mi sprzyjał, od razu natknąłem się Ryszarda Pożara, szefa „Ślepej Kury”, który poznał mnie po głosie i który, po usłyszeniu o moich niedostatkach w zaproszeniu, odparł spokojnie. Na ślepą kurę wejdziesz wszędzie. I faktycznie wszedłem. Obejrzałem jacht. Piękny stabilny 17 tonowy, stalowy kecz, z lazy jackami, rolerami, rurowymi relingami, ławeczką na rufie :), autopilotem i innymi drobiazgami ułatwiającymi życie niepełnosprawnych. Mimo swych zalet, nie był jednak zbyt duży, zwłaszcza w okolicach kokpitu. Nie będziesz walić się w łeb o te wszystkie rurki ?, spytałem Rysia. Co ty odparł, ja jak wchodzę na nowy jacht, odrzucam laskę i macam go sobie całego na czworakach od dziobu po rufę, zapamiętuję i czuję się bezpieczniej niż w salonie mojej cioci, odparł.
Tak to zacząłem poznawać tajniki żeglarstwa niepełnosprawnych; nie tylko niewidomych ale i niesłyszących, nastawiających swoje budziki na cały regulator, zapewne tylko po to, by te obudziły innych, którzy ich z kolei obudzą :), na wózkach, w tym wspaniałego „wózkowego” kapitana Krzysztofa Kwapiszewskiego pod którego komendą miałem przyjemność kilka razy pływać, no i osób ze stwardnieniem rozsianym. Szczególnie tej kategorii chciałbym poświęcić parę słów.
Jakoś latem 2016 r. zadzwonił do mnie Andrzej Kwiatkowski, kapitan Empatii z pytaniem czy bym mu nie pomógł. Woził niepełnosprawnych ze stwardnieniem rozsianym w jednodniowych rejsach z Gdyni na Hel i z powrotem. Andrzeja poznałem już na wodowaniu Empatii, potem zrobiliśmy razem jakiś rejs i od razu polubiłem tego przesympatycznego, pełnego charyzmy kapitana, jednej z trzech osób które ukształtowały mnie żeglarsko. No więc na pytanie czy mógłbym, odparłem z największą przyjemnością i zaczęliśmy pływać. Ja obstawiałem cumy i odbijacze, Andrzej kierował, razem stawialiśmy żagle i pomagaliśmy niepełnosprawnym. To co mnie uderzyło od razu to, że ci niepełnosprawni byli wyciszeni, jakby smutni i bardzo nieśmiali. Sadzaliśmy ich na zmianę za kołem sterowym, wyjaśnialiśmy jak to się robi, opisywaliśmy uderzenie fali na koło i delikatnie kładliśmy ich ręce na ster. I wtedy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki na ich ustach pojawiało się coś na kształt uśmiechu, a nade mną jakby niebo eksplodowało i przepełniała mnie radość. Były to, pomijając pierwszy wyjazd pod namiot z moją dziewczyną w liceum, moje
najpiękniejsze wakacje
Po roku, okazało się, że nie tylko dla mnie. W Gdyni Witominie spotkałem człowieka, który powiedział: Pewnie Pan mnie nie pamięta, ale zeszłym roku płynąłem z mamą na Empatii. Mama do dzisiaj wspomina i mówi o tym rejsie. Przypomniałem sobie od razu jego i jego mamę. I znów niebo eksplodowało nade mną.
Los sprawił, że moje i Empatii drogi się rozeszły. Zacząłem pływać jako kapitan na pięknym stalowym keczu s/y Tobias, ale sympatie, wspomnienia, a co najważniejsze doświadczenia zostały.
W 2020 r. zgłosił się do mnie załogant, głuchoniemy, który chciał płynąć z nami na Tobiasie w rejs do Kopenhagi. Wcześniej, przerażony, pewnie bym odmówił, ale dzięki Empatii wiedziałem że nie tylko mogę, ale i wiem jak spełnić jego marzenia. Los lubi nagradzać drobne uczynki i znów jak za dotknięciem różdżki na ten sam rejs, już po podjęci decyzji o przyjęciu Grześka, niespodzianie i sama z siebie zapisała się Ania Andrzejewska, tłumaczka języka migowego, którą poznałem
oczywiście na Empatii. Widać gwiazda Empatii i jej prezesa Andrzeja Walczaka świeciła też i dla mnie
A’propos Andrzeja Walczaka. Gdyby nie on, jego upór i wizje, nigdy bym nie uczestniczył choć przez chwilę, w tak wspaniałym projekcie jak Empatia, pewnie Grzegorz nie popłynąłby z nami na Tobiasie do Kopenhagi, a moja empatia, którą niewątpliwie mam, pewnie sprowadzałaby się tylko do pomocy osobie niepełnosprawnej na przejściu dla pieszych. Dziękują Andrzeju.
I jeszcze o Andrzeju. Pod koniec sezonu 2015 Andrzej, zdając sobie z ograniczeń gabarytowych Empatii Polska, wspominał o chęci budowy nowego większego statku, około 20 m, od początku projektowanego z myślą o niepełnosprawnych, bez żadnych barier i ograniczeń. Brzmiało wspaniale, zbyt wspaniale pomyślałem w duchu. Gratulowałem, ale znów zrobiło mi się smutno.
Nadszedł upragniony 2021 i wyrwanie się z okowów Covid. Wszyscy znajomi planowali trasy.
Również ja Tobiasem i Andrzej Kwiatkowski Empatią. Niestety ustaliliśmy, że pewnie nie uda nam się stanąć burta w burtę w tym sezonie. Wyobraźcie więc sobie moje zdziwienie, gdy ujrzałem na stronie prezentującej ruch statków, że Empatia stoi na terenie Stoczni Wisła w Górkach Zachodnich. Napisałem sms’a: Awaria Andrzeju ? Nie odpisał, wypadł nam rejs z grafiku i robimy z Andrzejem Walczakiem rejs armatorski po zatoce. Już miałem to kupić, ale rodzice nie na darmo wysłali mnie do klasy mat – fiz w liceum i coś mi nie pasowało w tym równaniu. Osobiście prezes fundacji, stocznia, port w którym nie można stawać, brak awarii, gdzie jest brakująca zmienna ? I wtedy mnie olśniło, zapomniany projekt Nowej Empatii.
Prawie niezapowiedziany pojawiłem się na terenie Stoczni Wisła. Żebyście widzieli miną Andrzeja Walczaka. Normalnie jakby nagle rozbolał go ząb Szczęśliwy nie był, ale umie rozmawiać jak biznesman. Ani się obejrzałem a już miał w kieszeni mój telefon i parę moich weksli na cały mój majątek i ten co miałem pożyczyć 😉 I dopiero wtedy i jeszcze po usłyszeniu paru złośliwych gróźb pod moim adresem, na które się
zgodziłem, oczom moim ukazało się coś niewiarygodnego. Idea przekuta w materię. 60 ton ciężkiej, topornej stali zaklętych w przepiękny kadłub nowej 20 m Empatii z filuterną linią burty. Jak to w stoczni, mnóstwo jeszcze nie oczyszczonych spawów, rdzawy odcień, jeszcze przed piaskowaniem, jej waga, ale już chciałem podejść od dziobu i ucałować w bulbę mówiąc; jak się masz malutka ?
Na pokładzie aluminiowa nadbudówka. Świetny projekt. Nawet nie chodzi o wagę, a o jej okienka, zakamarki, załamania linii, które nawet, mimo najlepszych zabezpieczeń, gdyby były ze stali, wcześniej czy później wymagałby setek roboczo-godzin by je zachować. Super rozwiązanie. Oczywiście nie jest łatwo łączyć stal z aluminium. Chciałem spytać o to Andrzeja, ale w jego oczach ujrzałem lodowatą toń czarnego oceanu. W sumie nie muszę wiedzieć
Pod pokładem wodoszczelna gródź. I nie chodzi mi o taką o której zapewne myślicie, a którą macie, w mniej lub bardziej szczątkowej formie na swoim jachcie. Mówię o grodzi wzdłuż całego jachtu dającej efekt podwójnego dna, a polegającej na pojedynczym dnie, podciągnięciem wodoszczelnych grodzi pod poziom podłogi i na tym położenia drugiego wodoszczelnego dna. Gdzie zęzy, zbiorniki, silnik ? Ano poniżej, każdy w odrębnym przedziale z dojściem, nie przez podniesienie fragmentu podłogi a odkręcenie z poziomu podłogi wodoszczelnego włazu do przedziału z tym co nas interesuje. Fajne, bezpieczne rozwiązanie które chciałby mieć każdy kapitan.
Wspaniały projekt, a co ważniejsze wspaniała realizacja marzeń, nie tylko Fundacji Empatia, ale przede wszystkim niepełnosprawnych którzy kiedyś będą pływać na pokładzie tego jachtu. I znów przepełniła mnie radość.

Łukasz Zaleszczuk

Kapitan jachtowy, S/y Tobias